poniedziałek, 27 czerwca 2011

This is a house

Wohoo, 60. wpis. Prawie jak emerytura.

Dziś opowieść z kluczem.

Wyobraźcie sobie taką sytuacje: przychodzicie do mieszkania z ogłoszenia, które z trudem wam się udało znaleźć przekopując podkłady gazet i stron internetowych. Wydaje się wam, że this is it, to jest właśnie to wymarzone M, w którym nie tylko będziecie szczęśliwi ale także urządzicie je tak, że sąsiadom oko zbieleje a wy niechybnie staniecie się bohaterem we własnym domu.

Przychodzicie na miejsce.

Dom nie wydaje się wam już taki piękny jak w ogłoszeniu. Lekko odrapany, coś przecieka ale wydaje się...no w sumie, to nie mamy wyboru. Na progu wita was jowialny jegomość, mocno łysiejący z okularami-połówkami. Wita was umiarkowanie uprzejmie i prowadzi po domu:

-...Proszę pamiętać, okna się nie otwierają. Tak wiem, że duszno, ale proszę spojrzeć jakie czyste. A no i proszę barykadować drzwi na noc, niestety nie stać nas na alarm, tym bardziej ochrona odpada, może jakiś sąsiad, odpukać, Panu pomoże. Właściwie, nie będę Pana okłamywał: tu wszystko się nadaję do remontu...

Zaciekawieni kierujecie się schodami w dół, do drewnianych drzwi z których dobiega wesoła grecka muzyka. Sięgacie po klamkę...

-Nie, nie proszę sobie nie zaprzątać głowy...- widzicie zakłopotanie gospodarza -to tylko...hmm... dzicy sublokatorzy, ich nie stać na czynsz ale dajemy im pomieszkiwać, czasami dokładamy się do ich długów... Przecież trzeba być człowiekiem. Co prawda ostatnio zaczęli podkopywać fundamenty bo piwnicę poszerzają, ale mówili, że dom i tak będzie stał. No bo jakby nie miał stać?

Wychodzicie na świeże powietrze... Umowa podpisana niestety już z góry, ale 6 miesięcy to znowu nie tak dużo, upłynie jak z bicza trzasnął. Najważniejsze żeby okna umyć i pomalować drzwi. Fundamenty poradzą sobie same.

P.S Jak się okazało, nasza prezydencja nie ma hasła przewodniego. Gdyby coś, jestem skłonny coś podsunąć:

Unia Europejska. Lubisz to suko !

piątek, 17 czerwca 2011

Yes, I am back

Tak, wróciłem. Zaraza zawsze wraca

Tak naprawdę to zastanawiałem się czy mam ochotę to ciągnąć. I doszedłem do wniosku, że tak. Świat dzisiaj... świat dzisiaj jest okrutny i ciekawy i dlatego warto go obserwować.

A także o tym pisać. Więc wracam.

Wracając do meritum, szanse na upadek Grecji ocenia się na 75%. Who cares You ask? No dobra, Polacy nie są sentymentalni jeśli chodzi o biznes, zwłaszcza że mówimy o miejscu z dobrym winem i śmiesznymi zagrychami + zabytki. Ale kiedy słyszy się o tym, że cała Europa (tak, tak także poza strefą euro) także my będziemy się dokładać do przyszłej pomocy dla Hellady człowiek ma się ochotę napić.

I to nie koniecznie wina.

niedziela, 10 kwietnia 2011

I remember.

Minął rok.

Rok od dnia, którego mam nadzieje, że nigdy nie zapomnę.

To co wtedy czułem, widziałem i słyszałem opisywałem rok temu. Pamiętam, że wszyscy mieliśmy nadzieję, że tak straszne wydarzenie coś nam da. Siłę, nadzieję, cokolwiek.

Dzisiaj podziały pogłębiły się, przestaliśmy się rozumieć, uważamy, że to my mamy rację, a inni to oszołomy/zdrajcy, szkoda z nimi rozmawiać, i tak nas nie zrozumieją. Oddaliliśmy się od siebie.

Nagle zaczęło nas dzielić wszystko. Pochowek na Wawelu, sprawa krzyża pod Pałacem, demonstracje, w końcu sprawa pomnika.

Wydaje mi się, że to kwestia podejścia do katastrofy. Dla jednych była "po prostu" katastrofą, zginęli nasi politycy ale na szczęście państwo zadziałało, trzeba uszanować ból rodzin... Dla drugich (w tym dla mnie) ta katastrofa ma wymiar publiczny i w jakiś sposób symboliczny, który nie przekreśla wymiaru wspomnianego wcześnie, a raczej go uzupełnia.

Dlaczego to jest ważne? Bo to w pewien sposób pozwala zrozumieć, dlaczego tak wielu ludziom zależy by powstał jakiś symbol upamiętniający to wydarzenie. Owszem, mamy pomnik na Powązkach. Chodzi o to, że cmentarz, niezależnie od swojej rangi pozostaje cmentarzem, miejscem, które odwiedzamy tylko w pewnych prywatnych momentach jak np: podczas rocznicy. Moim zdaniem to wydarzenie, ta katastrofa powinna wyjść poza cmentarz, powinna zaistnieć w przestrzenni publicznej, mając nadzieje, że jego obecność skłoni nas do refleksji wobec tego, co czuliśmy w dniu katastrofy, to co sprawiło, że byliśmy dla siebie inni.

Lepsi.

Oczywiście, sprawa jest dyskusyjna, ze względu na polityczne emocje i możliwe motywacje stron. Wierze, że są jeszcze jakieś dziedziny życia które nie dzielą się wobec partyjnego przydziału. Tu nie chodzi o to jaka strona na tym zyska a jaka straci. Jestem pewien, że pewne rzeczy są ważne niezależnie od punktów w sondażach czy opinii w mediach. Nie chodzi też o to, że będzie pomnik wyłącznie L. Kaczyńskiego (który, jak sądzę, wcześniej czy później powstanie)- to powinien być pomnik wszystkich ofiar, niezależnie od ich statusu, zawodu czy przekonań. Tylko w takim wymiarze ten pomnik potrafiłby nas połączyć, tak jak na krótko potrafiła nas połączyć ich wspólna śmierć.

Oczywiście, pozostaje kwestia miejsca i formy pomnika. Kwestia drażliwa i jak się wydaje, głównie uniemożliwiająca podjęcie jakichkolwiek decyzji. Nie chodzi o to, żeby pomnik miał 7 metrów wysokości i zasłaniał Pałac Prezydencki. Myślę, że dałoby się znaleźć miejsce dostatecznie blisko miejsca gdzie gromadzili się ludzie a jednocześnie nie dokonywać "inwazji" przestrzennej bryłą pomnika.

Jednym z najbardziej życiowych projektów był pomnik 96 słupów światła bijących z ziemi. Uważam, że jest to pewien konsensus w formie i treści, który powinien zadowolić każdą ze stron (nawet JarKacz w wywiadach pozytywnie wypowiadał się o takim projekcie). Istnieje nadzieja.

Z drugiej strony, nie pamiętam ile razy w ciągu tego roku umierała we mnie nadzieja.

poniedziałek, 28 marca 2011

Wiosna

Gosh, dawno tu nie zaglądałem.

Agencja NHK podała, że w Japonii zaczęła się sakura czyli okres kwitnięcia wiśni. Jest to komunikat o tyle ważny, że miliony Japończyków co roku oczekują na kwitnięcie wiśni i informacja o tym nierzadko spycha na dalszy plan inne, istotne wiadomości. Na przykład o elektrowniach atomowych.

Ciężko powiedzieć cokolwiek konkretnego co może się dziać w Fukushimie, niemniej wydaje się, że Japończycy poradzą sobie bez względu na okoliczności. Taki naród. Tyle, że oni przejawią tą umiejętność w każdym momencie życia swojego kraju a my potrafimy to odegrać tylko wtedy gdy wróg (albo inne gówno) jest już u bram.

Tak czy inaczej: wiosna~

wtorek, 22 lutego 2011

Czekając na wiosnę

Ostatnio przemieszczając się zmrożonych chodnikach Warszawy odniosłem wrażenie, że ludzie instynktownie czekają na wiosnę. No shit Sherlock- powie ktoś- czy do tego odkrycia skłonił Cię widok koksowników na przystankach, zmarzniętych ludzi w autobusach czy może zapowiedź 10 stopniowego mrozu jutro i pojutrze?

Cóż, to też, ale...

Widzicie, ludzie chcą się zmieniać. Nadchodząca wiosna jest najlepszą okazją dla wielu by dokonać wewnętrznej przemiany, swoistego przepoczwarzeniu się motyla w gąsienicę (albo odwrotnie) i naprawy swojego ja (tak jakby Nowy Rok nie wystarczył). Nadejście wiosny jest traktowane przy tym jako przydatny argument do odkładania ważkich decyzji na później (tzn do wiosny). Przykład: jak przyjdzie wiosna, to w końcu biorę się za tą książkę/pracę magisterską/znalezienie żony. Jak przyjdzie wiosna to zacznę ćwiczyć i będę przerabiać cegły na mączkę pod Australian Open. Jak przyjdzie wiosna... i w ten deseń.

Tak naprawdę, kiedy przyjdzie wiosna, przylecą bociany i inne Boże stworzenia, zakwitną kwiaty oraz drzewa, my wciąż będziemy tkwili w tym samym punkcie.

Czekając na lato.

P.S Niejako przy okazji, znalazłem motto na najbliższy tydzień: "Założyć rodzinę. Myślę, że łatwiej by mi przyszło założyć imperium."

niedziela, 20 lutego 2011

Wieczór z Husselhoffem

Wczoraj oglądałem 20 min beznadziejnego telewizyjnego gówna jakim była produkcja USA pt. "Nick Fury". Mając w pamięci moje dawne lata spędzane z komiksami Marvela, nastawiłem się na niewymagającą acz efektowną rozrywkę. Niestety, czekały mnie srogi gwałt na oczach. Role tytułowa grał Husselhoff, co było bardzo bardzo złym prognostykiem. Krótko mówiąc, Husselhoff, dialogi, efekty specjalne i Husselhoff nie pozwoliły mi wytrzymać zbyt długo. 20 min.

Wspominam tylko o tym, że międzyczasie leciał naprawdę dobry film francuski i żal mój (a zwłaszcza moich rodziców) jest nieodżałowany...

Hate you Husselhoff!

poniedziałek, 14 lutego 2011

Kochane Walentynki

No tak, musiałem coś napisać w walentynki, nie mogłem sobie darować.

Zastanawiam się w takie dni ile czasu potrafiłem spędzić, żyjąc złudzeniami, że tym razem, tak, naprawdę może dziś, może właśnie z Tą się uda. Musi się udać. I tak dalej... Tak naprawdę, to możemy przeżyć całe życie na wspominaniu tego czego nie było- to wspaniała kraina naszych urojeń i marzeń nie posiadająca końca. Niektórzy twierdzą, że to lepsze od telewizji.

Wiem jedno, nie na tym polega życie. Przynajmniej chciałbym w to wierzyć.

piątek, 11 lutego 2011

Private issues

Wczoraj Gdynia 85 lecie. Mimo, że już nie mieszkam tam, to wciąż czuje coś w rodzaju uczuciowego związku z tym miastem. Sporo się pozmieniało, wybudowano wieżowce, nowe kładki, tunele, przejścia i co tam jeszcze, a mimo to nadal się w nim dobrze czuje. Widocznie miłość jest ślepa.

Generalnie niby wszystko idzie zgodnie z planem, ale odczuwam jakbym stał w miejscu. Wydaje mi się, że nic nie potrafię zrobić dobrze i czuje narastając frustrację. Być może to dobry moment na przeprowadzkę, ale brak kasy skutecznie mnie demobilizuje. Muszę trzymać się ustalonej drogi i nie poddawać się zwątpieniom. Szkoda, że coraz częściej mnie dopadają.

.

piątek, 28 stycznia 2011

Strange Attractor v Pink Frued

Dobrze mieć chwile cienia za sobą.

Właśnie słucham Off-Sesji na Trójce i przyznaję, że muszę częściej pilnować tej audycji. Dobre wrażenie jakie wywarł na mnie Kim Nowak zostało pogłębione przez Pink Frued. Grają sobie taki progresywny jazz, jeśli można tak to bezpiecznie określić. Co ciekawe, kojarzą mi się z moją płytą holenderskiej prominencji (właśnie- Strange Attractor), w podobnym stylu. No może o jakieś 40% bardziej psychodeliczne, ale czuje wspólne korzenie.

Po czymś takim dochodzę do wniosku, że trzeba znowu wyjrzeć z mojego wszechświata muzycznego i poszukać świeżej krwi...

O.

No dobra, psychodeliczność jest jednak na porównywalnym poziomie.

niedziela, 23 stycznia 2011

W poszukiwaniu straconego czasu

Niestety, nie czytałem Prousta (7 tomów mnie obecnie przerasta) ale tytuł jest zgrabny.

Mówiąc serio, od Nowego Roku zacząłem liczyć co tydzień ile dni efektywnie wykorzystałem. Efektywność jest tu kwestią czysto subiektywną i dyskusyjną- rzecz jasna. Tym niemniej wychodzi mi, że na tydzień spędziłem ok. 4 dni, co w ciągu 3 tygodni daje mi 12 dni.

Ta.

Myślę, że gdybym w końcu znalazł jakąś pracę/praktykę to moje ratio poszybowałoby do góry. Niestety, na razie nic tego nie zapowiada, a zagospodarowanie czasu będzie na moich barkach.

Już się boję rozliczenia miesięcznego...

piątek, 21 stycznia 2011

Walka z zwyczajnością

Dzisiaj Google przypomniał mi że mamy Dzień Babci, poczułem się dziwnie. Nie dlatego, że to Dzień Babci ale, że przypomniał mi o tym Google.

A więc.

Boże, jak ciężko mi się pisze o tej godzinie...

W rozmowie z Goe doszliśmy do wniosku, że teraz każdy z nas cierpi na chorobę zwyczajności. Jedynym lekarstwem jest podążaniem za swoimi marzeniami, pasjami, inspiracjami.

Czy to, że chcę skończyć mgr i prawo jazdy to jest już jakieś marzenie czy tylko punkt w agendzie mojego szarego dnia? A może boję się marzyć?

A może marzyciele wszystkich krajów łączcie się?~

sobota, 8 stycznia 2011

Wielka Orkiestra Pomocy PKP

Jutro Owsiak będzie znowu (po raz XIX to be precisely) zbierać na chore dzieci, potrzebujące naszej pomocy. Uczciwiej byłoby jednak powiedzieć, że Owsiak będzie zbierać po raz XIX na chore państwo jakim jest Polska, potrzebujące, oczywiście, naszej pomocy.

Dlaczego? Zastanówmy. W ciągu 19 lat działalności WOŚP pomógł, za co im chwała, ogromnej ilości szpitali dziecięcych w Polsce, niektóre wyposażając w całości w najnowocześniejszą aparaturę medyczną, często potrzebną do podstawowych badań i zabiegów. Banał, to wszyscy wiedzą.

Musi jednak zastanawiać fakt, że właściwie szpitale przestają robić z własnych środków większe zakupy sprzętu pomimo jego zużycia. Zamiast tego przybywa aparatury z symbolami serduszka, słoneczka czy innego TVN-u. Niedawno byłem w okolicach Ośrodka dla Niewidomych Dzieci w Laskach i powiedzmy, że to dość mocno rzuciło się w oczy, a wcale nie musiałem zaglądać do środka.

Dzisiaj w Wiadomościach usłyszałem relację jednego z dyrektorów szpitala, który stwierdził, że owszem, sprzęt ufundowany przez WOŚP 10 lat temu jest nadal w posiadaniu szpitala, ale jest zużyty w 99%. W związku z tym czekają na kolejną zbiórkę pieniędzy...

Jeśli przez 10 lat państwo nie potrafi doposażyć szpitali dziecięcych w aparaturę i musi być wyręczane przez organizację non-profit to jest źle. Na co idą w takim razie podatki, które płaca nasze rodziny, a niedługo i my? Po co właściwie nam państwo?

Skoro WOŚP ma tak duże sukcesy w ratowaniu pewnej części służby zdrowia, to powinniśmy pójść za ciosem i rozszerzyć zakres pomocy na inne dziedziny naszej zielonej wyspy. Po ostatnich przygodach wielu podróżnych z PKP myślę, że koleje mogłyby być objęte takim programem pomocowym. Chociaż, to chyba nie problem pieniędzy i ich braku tylko skrajnej indolencji pracujących tam "menadżerów". Co, prawda, większość perypetii z PKP mnie szczęśliwie ominęła, co nie oznaczało, że nie czułem empatii z tysiącami podróżnych tłoczących się na peronach i wchodzących do wagonów przez okno. Przypomniałem sobie słowa Leopolda Tyrmanda, który obserwował ludzi czekających na autobusy zimą 56': "rewolucja rozpocznie się na przystankach".

W kolejce na pomoc czekają również autostrady, obwodnice i ZUS. No, może z tym ZUSem przesadziłem, bo tutaj koncerty Boba Geldoffa mogłyby nie pomóc... Ale reszta, czemu nie?

Pozostaje tylko powiadomić Jurka.

Ciekawe, czy się ucieszy.

niedziela, 2 stycznia 2011

Brudne szyby

Dzisiaj, gdy wracałem z S. i G. pociągiem do Warszawy przez zaśnieżone pola Mazowsza doszliśmy do wniosku, że nasz kraj nie jest wcale taki brzydki, tylko szyby w pociągu są brudne.

Coś w tym jest- pomyślałem- narzekamy na opóźnienia, zmiany rozkładów, polityków-niepoprawnych optymistów (lub malkontentów), brak dróg, ale nie potrafimy się cieszyć tym co na codzień widzimy a co wydaje się nam oczywiste. Radość z rzeczy banalnych została nam przesłonięta przez brudne szyby.

Możliwe, że czas je trochę przetrzeć.