poniedziałek, 20 września 2010

Niewola wolności

Primo: mierzyć siły na zamiary.

Jeśli mam zamiar kontynuować co tu robię, to muszę wsiąść głębszy oddech i spojrzeć co dotychczas napisałem. To będzie wymagało wytrwałości. I cierpliwości.

Pisanie o wszystkim oznacza u mnie pisanie o niczym.

Koniec offtopu. Zastanawiam się, czym jest dzisiaj wolność?

Żyjemy w czasach wolności. Wolność jako taka jest odmieniana przez wszystkie przypadki, jest na ustach wszystkich. W końcu jesteśmy wolni- po wielu latach możemy robić co chcemy- jako państwo i jako my, Ty, ja.

Socjologowie nie od razu zauważyli, że wolnością się można zachłysnąć. Sądziliśmy, że mamy opóźnienia do Zachodu, nasz wieczny kompleks pchał nas zatem do coraz dalszych przejawów okazania wolności. Obecnie mam wrażenie, że nasza wolność- jej definicja- coraz mocniej dyktowana przez media, nasze środowiska, kolegów, rodzinę. Uważam, że narzucana odgórnie wolność, z określonym już wcześniej ładunkiem emocji, skojarzeń i nomen omen obowiązków jest najgrożniejszą niewolą jaka nam obecnie grozi.

Konkretyzując, przejawem "wolności" promowanej obecnie może być pełna akceptacja różnych zachowań np: w sferze seksualnej. Nie poddając się temu nurtowi jesteśmy przeciwni wolności, a wręcz związani jakimiś zasadami, określanymi jako zacofanie czy skrajny konserwatyzm.

Powyższe zdanie jest tylko przykładem. "Niewola wolności" może dotyczyć wielu dziedzin życia. Wolność jest widziana obecnie przez pryzmat liberalizmu obyczajowego i na razie nic nie zapowiada zmian.

W moim przekonaniu wolność musi dopuszczać każdy wybór jaki jest możliwy. Związanie się zasadami, nie wiadomo jak surowymi, jest najbardziej paradoksalnym przejawem wolności ale i też najbardziej prawdziwym, bo wypływającym z naszej własnej woli, często na przekór przekazowi "mainstreamowej" wolności. Nasza wolność tym samym nie będzie oznaczać braku zasad, a przynajmniej tak długo jak my będziemy tego chcieli.

wtorek, 14 września 2010

Uohohoho

O czym tu pisać, skoro tematów jest tak dużo (a czasu coraz mniej)? Możemy zastosować zabieg z kuchni chińskiej (właśnie czytam ichniejszą książkę kucharską) i podać wszystko po trochu.

Po ostatniej kolejce Naszej ExtraKlasy można mieć wiele pytań. Pierwsze: dlaczego 'to' się nazywa ekstraklasa? Pierwsza liga byłaby określeniem mniej prowokującym do kpin. Z punktu widzenia osoby mieszkającej obok samej stolicy nieciekawe rzeczy dzieją się wokół Legii i Polonii. Nie chodzi tu moje futbolowe sympatie, które są ulokowane gdzie indziej, a jedynie fakt, że ich słaba forma może zastanawiać.

Legia miała być nowoczesną europejską drużyną. Zbudowano stadion, pardon Stadion, jeden z najbardziej nowoczesnych w Polsce. Wydano sporo na transfery i na nowego trenera: Macieja Skorżę. Słowem, budowano potęgę, z aspiracjami na Europę.

W ostatniej kolejce Legia przegrała 0:1 z Ruchem Chorzów.

W 5 meczach dotychczas Legia wygrała 2 z 5 meczy.

Paradoksalnie, Polonia też zacznie mieć kłopoty. Jedna przegrana i utrata miejsca lidera kosztowała trenera Bakero. Józef Wojciechowski Construction jako właściciel klubu (i dupy wielkiej jak Command Centre) podjął taką a nie inną decyzje. Jasne. Tyle że jest to 14 zmiana trenera w Polonii w ciągu 2-3 lat jeśli dobrze liczę. I że zastępcą Bakero został Janas. Tak, Paweł Janas.

To będzie ciekawa jesień.

Jutro dalszy ciąg.

niedziela, 12 września 2010

Koniec tygodnia (under construction)

Chyba sobie zrobię taki cykl na blogu, co tydzień będę opisywał co mi się podoba a co nie. W zasadzie, przyjmując teorię że nic mi się nigdy nie podoba, wpisy powinny być rekordowo krótkie.

...

Dzisiaj w linkach pojawi się parę nowości. Enjoy.

Porządniejszy wpis jutro wieczorem.

niedziela, 5 września 2010

To nie moja wojna

To nie moja wojna panowie, naprawdę.

Od 2005 roku w Polsce toczy się wojna. Mniej lub bardziej zaciekła, z dłuższymi lub krótszymi przerwami ale jednak wojna.

W ostatnim artykule Rafał A. Ziemkiewicz przekonuje, że nie ma ucieczki od opowiedzenia się za jedną lub drugą stroną. Jesteś albo pisowcem albo platformersem. Nie zgadzam się, żadna z stron nie spełnia moich oczekiwań. Mogę obserwować jak dwie partie okładają się nawzajem za pomocą mediów, konferencji i od czasu do czasu za pomocą wyborów, ale to nie oznacza, że będe kogokolwiek wyrażnie popierać. Mój dylemat jest tym większy, że byłem za PO-PiS, czyli czymś co jest najbardziej nieaktualne w Polsce.

Zastanówmy się. PO jest obecnie przy pełni władzy i właśnie próbuje zdobyć przewagę w mediach publicznych. Mając za plecami TVN i w pewnym stopniu Polsat, PO będzie miała najbardziej komfortową sytuację od 1989r. Jedynymi mediami nastawionymi sceptycznie lub wrogo będzie zapewne Rzepa albo jakieś poboczne prawicowe gazety jak Nasz Dziennik czy Gazeta Polska (z całym szacunkiem). Zważywszy na silną pozycję mediów jako ośrodka społecznokształtującego, sytuacja może niepokoić. Prawda jest taka, że nie miałby nic przeciwko skoncentrowanej władzy w PO, gdyby nie fakt, że nie wykorzystują tego jak powinni, ale o tym później.

PiS zaraz po wyborach był w najbardziej komfortowej sytuacji jako opozycja: pokazali że są zdolni do zmiany, skupieniu się w pewnym stopniu na merytoryce (o ile wybory na to pozwalają) i poszerzeniu centrowego elektoratu. Jak wiemy, do czasu, co było spowodowane wyciągnięciem katastrofy Smoleńskiej na pierwszy plan.

Wyjaśnijmy sobie: nie mam zarzutów, że partia opozycyjna się tym zajmuję (zważywszy na fakt, że rząd jest delikatnie mówiąc mało energiczny w tej kwestii- choć wiadomo, niezależność prokuratury) tym niemniej nie stanowiłbym tego jako fundamentu partii. A po ostatnich wypowiedziach JarKacza (uwielbiam tą ksywę, w pełni oddaję jego krwiożerczość i kryptonacjonalizm) spodziewam się znacznego przesunięcia środka ciężkości właśnie w tym kierunku. PiS ma stać się partią zwartą i skoncentrowaną w jednym kierunku, bez malkontentów i maruderów (sayonara Migalski). Innymi słowy, PiS ma sporą szanse stać się partią wiecznie opozycyjną.

Dlaczego? Osobiście w Polsce wyróżniam trzy rodzaje prowadzenia polityki: moralną, wizerunkową oraz realną. Polityka moralna to prowadzona obecnie przez PiS. Nie ma tu zbyt dużej kalkulacji co do konsekwencji wizerunkowych, liczy się Prawda jako cel, z góry definiujący potrzebne środki. Z jednej strony można podziwiać taką postawę jako odważną ale z drugiej przy obecnym układzie opozycja musi mieć tez na uwadze inne posunięcia rządu. Inaczej rzekomy monopol staje się prawdziwy, a opozycja zasklepiając się w jednym temacie zamyka się w swoim żelaznym elektoracie. Ze jest to za mały elektorat na zdobycie władzy (obecnie), nie trzeba wspominać.

Polityka wizerunkowa, jak się domyślacie, jest obecnie domeną PO. Rząd obecnie nie potrafi rządzić (tj. realnie zmieniać rzeczywistość za pomocą określonych narzędzi) a jedynie zarządzać (tj. utrzymywać obecny poziom na stałym lub nieco lepszym poziomie- vide "ciepła woda w kranie" Cezarego Michalskiego). Innymi słowy: mamy do czynienia z próbą remontu państwa, przemalowaniem paru rzeczy, poprawieniu niedoróbek ale nie z generalną przebudową, która może się okazać niedługo konieczna (obym się mylił). Taki prowizoryczny remont jest mało kosztowy społecznie i gwarantuje stały poziom poparcia, nic zatem dziwnego, że PO na razie będzie go realizować.

I ostatnia polityka: realna. Polega na rządzeniu, bez oglądania się (w większości) na opinie publiczną, zmianach w państwie, nie tylko kosmetycznych ale i fundamentalnych. Ostatnim rządem który szedł w tym kierunku był rząd Buzka, oceniany przez wielu jako najgorszy. Zauważmy, że jako suwerenne państwo istniejemy przeszło 20 lat i de facto nie zmieniliśmy żadnych kwestii konstytucyjnych, mimo, że nie wszystko działa sprawnie albo w ogóle nie działa. Polityka realna nie opłaca się z żadnej partii (może bardziej PiS by zaryzykował, ale też nie jest pewne) więc status quo się utrzyma. Niech żyją podziały, każdy zna swoje role i pozycje.

Co mi pozostało? Czekać. Niestety, nie wiem za bardzo na co.

piątek, 3 września 2010

Charging up revolution

I tak nadeszła ta chwila, która wcześniej czy później by nadeszła: w moje niecne ręce wpadła najnowsza odsłona produktu Blizzarda, długo wyczekiwany (12 lat jeśli się nie mylę) Starcraft II.

Dla nieobeznanych: gra strategiczna, 3 rózne rasy (ten kosmos jest za mały dla nas trojga...) budujemy bazę, budynki, wychodzą jednostki i niszczą bazy, budynki i jednostki. Przeciwnika, nie nasze. Brzmi prosto, a w pierwszą cześć Stara pogrywa pół Korei (bez Ludowo-Demokratycznej) i całkiem spory kawałek zgniłego kapitalistycznego Zachodu. Tym dziwniejsze, że tak długo przyszło nam czekać na sequel. Ale oto jest...

Nie rozdrabniając się, galaktyczne boje rozpocząłem od kampanii. W związku z tym czekało mnie pierwsze wyzwanie: polska wersja językowa (bo zanim ściągnę angielską zdąży spaść śnieg). Pomimo wieeeeeelkich obaw nie jest źle, znaczy się nie jest tragicznie. Lektorzy wokalnie zgrabnie dobrani, nie ma tłumaczenia imion (pozdrawiam Jana Rajnara) i jak na razie tylko parę razy krzywiłem się z powodu zbyt mocnego patosu/przesady w wczuwaniu się w rolę- zdarza się. Niestety, glosy jednostek nie są już tak dobrze dobrane nie mówiąc o ich nazwach- tutaj ktoś powinien być pokarany za inwencję... Piekielniki, karakany, kosiarze śmierci... Chwilami mam wrażenie grania w RPG a nie w RTS ale do największego gówna idzie się przyzwyczaić.

Jako, że nie jestem daleko w kampanii, nie będę zdradzał fabuły, której nie znam, niemniej mogę ujawnić, że nasz ukochany James, dla przyjaciół Jim, Raynor zapija swoje smutki w jakimś planetarnym barze, wyglądając, jak Che Guevara po nieudanej rewolucji. Wydaje się, że jest odstawiony na boczny tor w Wielkiej Rozgrywce o Wszystko, ale do czasu kiedy w lokalu w którym przebywa otworzą się drzwi... I wystarczy- wierzcie mi: Jim mocno namiesza. Nie tylko w szklance.

Co mi się jeszcze spodobało? Małe szczególiki, detale cieszące oko, potrafiące wzbudzić uśmiech nawet na takim martwym obliczu jak moje (vide plakat "Link 4(000))... Zresztą, zobaczycie, zrozumiecie towarzysze. Gameplay o ile było mi dane go poznać jest dość dobrze zbalansowany, z naciskiem na dość, ale doświadczeni gracze z pewnością będą potrafili wygrać bez względu na liczne przekręty (welcome to Kingdom of Cheese...) jakimi będą częstować przeciwnicy. Każda rasa ma swoje małe niespodzianki ale i też słabości. Widać też, że każda rasa w ciągu 4 lat czasu jaki upłynął w świecie SC II poczyniła postępy. Protossi ściągnęli z zakamarków jakieś dzikie machiny z "Wojny Światów", Terranie już nie walczą na składakach (prawie), a Zergowie... tu panowie ostro przypakowali.

Więc wojna.

JIM RAYNOR NEEDS YOU.

środa, 1 września 2010

Welcome back

Witam ponownie po przerwie wakacyjnej.

Zastanawiałem się czy dalej ciągnąć bloga i przypomniałem sobie, że dzisiaj mija pierwszy rok od kiedy zacząłem pisać.

W ciągu tego roku trochę się ruszyło w moim życiu, zdobyłem trochę doświadczenia, możliwe że znalazłem pracę a na pewno wyzbyłem się paru złudzeń. Myślę, że zdobycie niektórych z tych rzeczy zawdzięczam po trochu dzięki temu, że zacząłem się tu udzielać. Być może zbyt często bez pomysłu na to o czym piszę, ale w końcu to mój turf i rządzę się tu swoimi prawami.

Starałem się poruszać różne tematy jakie mnie na bieżąco interesowały/interesują. Dążyłem do jak najwierniejszego przedstawienia swojego zdania, nawet jeśli nie bylo to dla mnie wygodne. Mimo, że blog na którym zacząłem tworzyć już nie istnieje, to odważę się powiedzieć: I shall continue to walk my way.

Way of ronin~