poniedziałek, 13 grudnia 2010

Noc z Generałem

Nigdy nie starałem się zbyt mocno emocjonować kwestią stanu wojennego. Fakt, że urodziłem się po nim i nie miałem szansy doświadczyć życia w PRL-u na większą skalę powodował, że spory pomiędzy zwolennikami Generała a jego przeciwnikami spływały raczej po mnie jak, nomen omen, woda po kaczce.

Dlaczego w tym roku jest trochę inaczej? Cóż wbrew hasłu PO "z dala od polityki" działania które na pozór nie są polityczne mogą stać się polityczne- i na odwrót. Chodzi o to, że zaproszenie Jaruzelskiego na obrady RBN bodajże (albo BBN- jak mawia F. Smuda: "jeden ch...) nie było najszczęśliwszym rozwiązaniem wybranym przez miłościwie panującego nam Prezydenta.

Właściwie czemu- ktoś może się przytomnie zapytać- przecież Jaruzelski to b. Prezydent, wyroku nie ma więc nie było przeszkód. I tu pragnę zaoponować, co uczynię w formie punktowej (łatwiej mi się myśli, gdy myślę o punktach):

1. "Gen. Jaruzelski nie miał wyboru"- ulubiony argument wszystkich zwolenników gen. albo osób obojętnych. Powiedziałbym, że nawet trafny ale niestety: a.) obecnie dostępne dokumenty pokazują, że o interwencji Rosjan nie było mowy (więcej tutaj: http://www.rp.pl/artykul/61991,576841-Jak-Polacy-zdecyduja--tak-bedzie.html), b.) Solidarność przeddzień ogłoszenia stanu wojennego miała coraz słabsze poparcie w społeczeństwie, o czym Jaruzel wiedział (47% dla "S", 53% dla PZPR). Innymi słowy- stan wojenny nie musiał być najlepszym rozwiązaniem, tym bardziej, że nawet jeśli mówimy tu mniejszym źle, to zawsze jest to mniejsze zło.

Odłóżmy na chwilę ocenę moralną, a zajmijmy się prawną. Akt o ogłoszeniu stanu wojennego został wydany wbrew wówczas obowiązującemu prawu i już to powinno stać się podstawą do wytoczenia procesu. Ale...

2. "Gen. Jaruzelski jest już za stary" -powie ktoś- "to byłoby nieludzkie". No tak, jeśli się czeka tak długo z sądzeniem to nic dziwnego, że człowiek się starzeje. Tym niemniej obecne postawienie gen. jest mało prawdopodobne a szkoda- i nie chodzi o ukaranie (chociaż np: zbrodniarzy wojennych ściga się nawet w wieku 87 lat- ale mimo wszystko to nie ten przypadek). Sąd oznacza trywialnie mówiąc osądzenie czyli obiektywne stwierdzenie czyjejś odpowiedzialności. Stwierdzenie winy. Wyciągnięcie wniosków. Żal i zadośćuczynienie (chociaż tutaj nie jestem pewny czy jakiekolwiek zadośćuczynienie byłoby adekwatne do wyrządzonej szkody). Sądzę, że zasądzanie kary (jakiejkolwiek) nie wiele tu zmieni. Zmieni natomiast nazwanie faktów po imieniu.

Niestety, mam jakoś wrażenie, że zamiast nieeksponowania swojej osoby gen. woli przyjść a potem wysłać list z wyjaśnieniami do Prezydenta w swojej sprawie. Swoją drogą: argument usprawiedliwiający zaproszenie Generała do Pałacu Prezydenckiego pt: "bo to jest Prezydent" jest jak mawia doktryna, nietrafny. Primo, nie jest Prezydentem demokratycznie wybranym a wybranym na podstawie ustaleń z ówczesną władzą. Secundo, żaden Prezydent przed Komorowskim nie zapraszał Jaruzelskiego na obrady. Nawet Kwaśniewski.

3. "Zostawmy Generała historii"-powie ktoś inny- "historia go osądzi". Bullshit. Historia to nie podręczniki i historycy. Historia to tu i teraz. Prezydent zapraszający Generała na oficjalne spotkania czy szeroki front obrony pamięci gen. to tworzenie historii na naszych oczach. W przyszłości będzie się liczyć co uczyniono i co powiedziano teraz. Nikt za nas tego nie załatwi.

Cholera, ale długie. No dobra. Towarzysze! Towarzyszki! Długo mógłbym tak perorować i przedstawiać argumenty za argumentami ale chciałbym iść spać. Zabraknie mi siły na podsumowanie, więc niech każdy wyciągnie wnioski w swoim własnym sumieniu.

Dobranoc.

(p.s: a, a jeszcze tak: trochę to wszystko chaotyczne ale spieszy mi się. Wydaje mi się, że teraz chyba będę pisał częściej. Tytuł na ten wpis pochodzi z filmu p. Teresy Torańskiej "Noc z Generałem". Wszelkie prawa zastrzeżone i co tylko zechcecie.