poniedziałek, 22 lutego 2010

Gdzie te góry?

Pytanie zupełnie niepotrzebne bo góry są tam gdzie zawsze- na miejscu. Pytam się raczej: jak bardzo można sprzedać się mamonie by próbować zamienić Tatry w wielki lunapark?

Taki obrazek: Krupówki, odpowiednik Monciaka w Zakopanym, w tle ordynarny pop wydobywający się z dwóch różowych bud zapełnionych maskotkami. 10 metrów dalej- renifery- a jakże żywe, gotowe do zdjęć, ale na jak długo?

Im niżej tym gorzej; mijam sprzedawców oscypków, żelków, sznurowadeł, strzelających kulek, gigantyczne avatary Kubusiów Puchatków, Shreków et censortes. Korowód hałasu i barw.

Najdziwniejsze (a może najsmutniejsze) jest to, że ludziom się to podoba, zatrzymują się by patrzeć- powrót do średniowiecza?

...

Co mnie obchodzą góry i przyległości? Przecież jestem znad morza. Widzicie, przeraża mnie myśl, jak bardzo region który ma swoją własną tożsamość i kulturę przegrał z globalizacją w najgorszym znaczeniu. Przeraża mnie to, że może to dotknąć wszędzie.

niedziela, 21 lutego 2010

Przeprowadzka

Wiecie jak to jest; mówi się, że się przenosi, odkłada ważne decyzje na później a potem wszystko wygląda jak zatrzymane w półruchu. Dlatego dziś konsekwentnie przeniosłem wszystkie linki i z lekkim sercem skasowałem starego bloga.

Z lekkim sercem? Co za hipokryzja- pomyślicie. Przecież wkładałem tam swoje przemyślenia (i to było najgorsze...), starałem się być szczery, elokwentny i tak dalej. Jedynie czego mi zabrakło to tego, że nie byłem może do końca sobą. I to był błąd.

Teraz, kiedy udało mi się wrócić z gór, wierze, że mam jeszcze sporo sił by zmienić parę rzeczy w swoim życiu i iść swoją drogą. Nie przedłużając- możemy kontynuować moje przemyślenia (arghh, nie, nie tylko nie to, arghh).

piątek, 12 lutego 2010

Manifest romantyczny

Bo widzicie, nadchodzą walentynki i w sumie pojawia się dylemat: mogę kompletnie pominąć ten fakt albo spróbować się jakoś do niego odnieść. Uważany jestem za cynika więc powinienem zmieszać to święto z błotem i wyśmiać sprawy z tym związane.

Nie zrobię tego, bo nie potrafię. Bo w głębi duszy jestem romantykiem.

Często słyszę, że my romantycy jesteśmy skazani na wyginiecie. Nic nie poradzę na to że wierze w istnienie (przepraszam za używanie tego wielkiego słowa) miłości mimo wszystko, nawet jeśli nikt jej nie zauważy. Nie wierzę, że miłość to tylko walentynki, kartki, serduszka przytulanie się albo seks. Nie wiem czym jest miłość ale boję się, że daliśmy sobie wmówić definicję miłości bo tak zachowują się wszyscy i brak nam odwagi, by to rozbić.

Myślę, że romantyk nie poszukiwacz łzawych zagrań albo klisz z "romantycznych" filmów. To coś więcej niż świece przy kolacji i kupowanie prezentów na walentynki. To co widzimy w telewizji i czytamy w gazetach to tylko to co inni uważają za miłość, skupiając się na jej najbardziej powierzchownych cechach. Dla mnie oznacza, że mimo wszystko próbuje trzymać się pewnych zasad. Sam siebie skazuje często na męczenie się, strach i wątpliwości. Jeśli spytacie się w imię czego, to boję się, że mogę nie znaleźć odpowiedzi. Ale mimo to przyznaje się ponownie: jestem romantykiem i chcę pokazać jak wiele niesprawiedliwych wyobrażeń powstało wobec tego. Czas przywrócić nam romantykom naszą należną sławę

Kto wie, być może jesteśmy skazani na wyginiecie, ale zapewniam was: na pewno nie tu i teraz.

wtorek, 9 lutego 2010

Początek

I co z tego, że już kiedyś tak pisałem?

Poprzedni blog był miejscem gdzie mogłem bezpiecznie poćwiczyć pisanie . Teraz spróbuje przejść do następnego etapu, pominąć siebie i swoje uzewnętrznianie się, bawić się bardziej słowami ale trochę bardziej serio.

Ostatnio byłem w Gdyni. Łał, temat tygodnia. Co mogę ciekawego o tym powiedzieć?

Zobaczyłem wielu ludzi, których chciałem zobaczyć, poznałem parę dowcipów które nikogo nie rozśmieszą, widziałem jak (nie) należy się zachowywać gdy wyłączą Ci nagle światło, kibicowałem damskiej reprezentacji piłki ręcznej w Gdyni, zadumałem się nad zawiłościami zmiany stanu cywilnego.

Intensywnie. I wtedy kocham życie.