czwartek, 29 kwietnia 2010

Małe co nieco.

Ach, pora na małe aktualności, co my tu mamy...

Jeśli chodzi o plan opowiadania to na razie muszę skończyć jedna książkę i dopiero później myśleć co chcę tak naprawdę pisać.

Chciałbym tez powitać imć Hydranta jako kolejną osobę z własnym lebensraum w Internecie. Jest nas tak wielu, a każdy jest inny.

Rozbawiła mnie okładka nowego Wprost- okazało się że Facebook uzależnia- i ma to nawet jednostkę chorobową: Facebook Disorder. Mogłem z wypiekami na twarzy czytać relacje osób, które zostały już pochłonięte przez alternatywny świat, które pokonały nałóg (o święta naiwności) i walczące- czyli najciekawsze.Czytając to wszystko zdałem sobie sprawę, że mechanizm uzależnienia będzie działał prawie zawsze tak samo. Spójrzmy: na FB popularne są minigierki, wyrastające z MMORPG (chociaż z tymi korzeniami to nie wiadomo)- polegają na prowadzeniu farmy, zoo, burdelu, różnice są marginalne.

Przywołam tu swoje doświadczenia jeśli chodzi o granie w sieci: podstawą jest żeby grało w to dużo ludzi, najlepiej Twoi znajomi. Po drugie musisz mieć szanse pokazania że Twoje konto, farma, baza, zamek czy stodoła jest aktualnie NAJLEPSZE w sieci i miażdżysz wszystkich (zwłaszcza swoich znajomych). Po trzecie, im więcej czasu na to poświęcasz tym bardziej jesteś niesamowity.

I tak FB spełnia te wymagania z nawiązką, bo możesz się zmierzyć z wieloma ludźmi. Naprawdę, wieloma- http://www.facebook.com/press/info.php?statistics. A nie zapominajmy, że do tego możesz chatować, postować, dodawać zdjęcia, komentować itd...
Do uzależnienia jeden krok, tylko widzicie: to zawsze jest nasz wybór, nie?

wtorek, 27 kwietnia 2010

Plany, Plamy.

W opracowywaniu planów na przyszłość najważniejsze nie dać plamy. Dzisiaj dowiedziałem się, że jedna rzecz poszła (przynajmniej na ten moment) do przodu.

W głowie utkwiła mi chęć napisania czegoś- motywacja powstała dzięki mojemu przyjacielowi, za co mu prawdopodobnie kiedyś podziękuje. O czym będzie projekt? Małe opowiadanko, Japonia średniowieczna, ludzie w obliczy zmiany władzy, ronin uwikłany w cały ten system- zobaczymy co z tego będzie, rzecz z tego co widzę będzie wymagal ode mnie solidnego przygotowania merytorycznego.

Najbliższe 7 godzin to czas dla mojej podświadomości, dobranoc.

A no i wybory będą, bym zapomniał. Ale o tym kiedy indziej.

wtorek, 13 kwietnia 2010

Smutek

Czuję smutek nie tylko dlatego, że zginęło 96 osób cennych dla naszej Ojczyzny. Nie tylko dlatego, że nie usłyszę ani nie zobaczę pary prezydenckiej. Czuje smutek bo widzę, że wróciliśmy do naszych wojen.

Podjęto decyzję pochówku Prezydenta i małżonki na Wawelu- zaczeły się komentarze:
"Taki ktoś jak Kaczyński nie ma prawa do Wawelu...", "Jestem przeciwko!!Nie możemy do tego dopuścić! WAWEL NIE DLA KACZYŃSKICH!!" "Zasłużył co najwyżej na Powązki!!!" (niech żyje gradacja) i tym podobne, nie ma sensu tego przytaczać. Zresztą odpowiedzi zwolenników pochówku często są na identycznym poziomie.

Czemu jesteśmy jak dzieci w piaskownicy i sypiemy sobie po oczach piaskiem (kiedyś w przedszkolu mój kolega mi sypnął i bardzo mi oczy szczypały- jakby ktoś się pytał)? Nawet kiedy dzieję się w naszym życiu coś co powinno nas ruszyć, my nadal strzelamy z tych samych okopów i niestety tą samą amunicją. Nic się nie nauczyliśmy?

A jaka zmiana miała w nas nastąpić? Nie chodzi mi o samą dyskusję, bo decyzja jest faktycznie kontrowersyjna i szczerze mówiąc nie popieram jej w pełni (ale to była decyzja rodziny więc tu moja opinia się nie liczy) niemniej nawet w demokracji, gdzie polemika jest podstawą jakieś granice powinny być zachowane. Po katastrofie mniemałem, że wyznaczamy sobie te granice wyżej niż zwykle to czyniliśmy. Chyba byłem głupcem.

Co kolejnego ma się zdarzyć?

niedziela, 11 kwietnia 2010

Bezkrólewie

Ciężko pisać cokolwiek o tym co się stało. Obawa, że napiszę się jedno słowo za dużo albo za mało jest wielka, ale mimo tego trzeba się mierzyć, a przynajmniej próbować, z tak wielką tragedią.

Od wczoraj nie mamy Prezydenta, ostatniego Prezydenta na uchodźstwie, Prezesów IPN, NBP, Rzecznika Praw Obywatelskich, Sztabu Generalnego, posłów, senatorów, członków rządu, ministrów Kancelarii Prezydenta, przedstawicieli Kościołów, oficerów BOR i wielu ludzi, o których po prostu można powiedzieć: byli patriotami.

Zastanawia mnie fakt, że ponownie sprawdza się prawda o docenianiu osób dopiero po ich odejściu. Dotyczy to zwłaszcza osoby prof. Lecha Kaczyńskiego (dopiero teraz w mediach zaczęli go tytułować profesorem, a jest nim przecież od dawna...), który mówiąc najdelikatniej nie miał dobrej opinii publicznej u sporej części społeczeństwa. Śmierć potrafi wszystko zmienić, a wielu ludzi nie przypuszczało, że kilkunastotysięczne tłumy będą gromadzić przed Pałacem Prezydenckim, zostawiając kwiaty i znicze- niezależnie czy jesteś PiSowcem, Platformersem, lewakiem, czerwonym. Żeby daleko nie szukać- ja się nie spodziewałem.

Lech Kaczyński był bez wątpienia postacią kontrowersyjną. Posiadał swój własny system wartości, z którym można było się zgadzać, lub nie. Nie odchodził od pewnych zasad, nie starał się dopasować do opinii ludzi. Często bywał przy tym zbyt szczery- kto wie- ale być może tak mocne trzymanie się własnych wartości kosztuje. W czasach politycznej poprawności nie pasował do idealnego świata gdzie tylko przystojni i wysocy są słuchani i szanowani, a Ci którzy się jąkają są skazani na śmiech.

Nie potrafił iść na kompromisy, nie potrafił przypodobać się wszystkim. Był sobą.

Wszyscy powtarzają, że ogrom tragedii jest do nieogarnięcia, że jest to scenariusz kiepskiego filmu political-fiction. Być może zbyt długo żyliśmy w nowym cudownym świecie, przeświadczeni o końcu wszystkich naszych problemów, ciągłym wzroście- "teraz może być tylko lepiej". Narzekaliśmy, chcieliśmy więcej, bezpardonowo niszczyliśmy każdego, kto miał inne zdanie od nas. W słuszności naszych prawd utrzymywały nas gazety, telewizje, dawały nam paliwa nieustannej wojny, ale nikt nie umiał powiedzieć o co. I nagle, w jednej chwili pytamy się w niepewności, nawet w strachu- co będzie dalej z naszym krajem? Z nami? Nie mamy już Króla. Czy będziemy umieli dorosnąć?

czwartek, 8 kwietnia 2010

Czas próby

Wkrótce okaże się, że czy moje umiejętności są komukolwiek potrzebne. Czuje, że to będzie ciekawa lekcja.

Udało mi się odhaczyć rozliczenia wyjazdu do Wiednia- przynajmniej mam taką nadzieję. Czemu o tym piszę? Może żeby sobie polepszyć humor, że jednak umiem coś załatwić. To NIE jest mikroblogging (chyba).

Wznowiłem treningi. Przynajmniej na razie.

Coraz więcej zadań przede mną, coraz mniej chęci i czasu- no ale gdyby udałoby chociaż zrealizować część...

Czemu mam sobie pozwalać na dodupizm?

wtorek, 6 kwietnia 2010

No BOOK no FACE

Tak, tak w rzeczy w samej. Rozmawiacie z człowiekiem, który formalnie nie istnieje. Właściwie to powinienem narodzić się na nowo jako konto na Facebooku, swoista reinkarnacja z poprzedniego, niewirtualnego wcielenia.

Dobra, o co chodzi?

Spotkania z moimi przyjaciółmi są zawsze dla mnie stymulujące: na przykład zaczęliśmy się zastanawiać po co Facebook? A NK nie łaska?

Otóż nie. Czasy świetności Naszej Klasy minęły: wszyscy ludzie, którzy chcieli się odnaleźć już się odnaleźli, pogadali i pokłócili od nowa. Innymi słowy, portal zaczyna zjadać własny ogon, próbując przepoczwarzyć się w coś nowego jak galeria do pokazywania gdzie to ja/my nie byliśmy po świecie... Swoją drogą, fotografie na Naszej Klasie rządzą się odrębnymi prawami fizyki, ale w celu wygrania wojny na wizerunek wszystkie chwyty dozwolone.

Dalej: Facebook rzekomo daję Ci więcej możliwości niż nasze rodzime NK: czaty, nie-czaty, gry, aplikacje, zdjęcia, testy jaką postacią z bajki jesteś and so fucking go on... Powinieneś czerpać z tego źródła wiedzy i rozrywki, czemu się nie cieszysz?

Plus- możliwość zapoznania się z milionami ludzi z całego świata którzy TEŻ mają Facebooka. Jak tu nie oszaleć z radości? Widząc się z rożnymi ludźmi w Wiedniu zauważyłem, że rzeczywiście, jedynym sposobem na podtrzymanie tych ulotnych znajomości będzie FB. Ewentualnie sprawienie komuś dziecka ale to bardziej problematyczne.

Tyle, że Facebook jak każda fajna rzecz dzisiaj jest jak czarna dziura pochłaniająca światło i czas- zwłaszcza czas. Obliczono, że pracownik potrafi przesiedzieć na FB nawet 30% swojej pracy- pracodawcy z pewnością są zachwyceni.

Swoją drogą FaceBook będzie żył tak długo dopóki nie pojawi coś lepszego- more shinnin thing. FB może próbować tworzyć społeczność medialną ale wydaję mi się, że rozwiązanie tkwi w kreacje osobnych mini-portali o profilu zainteresowań, które mogą być spojone jakąś ogólną agorą- ale nic więcej dla FB w przyszłości nie przewiduje. NK tez jest (było?) wielkie a teraz...


Konkludując- mogę nadal stać gdzie stoję albo w celach naukowych założyć konto na FB i zbadać ten fenomen. Mogę też wstać z krzesła i otworzyć piwo. Albo położyć się spać, bo jutro czas wybrać się uczelnie rowerem.

Wolność to sztuka wyboru.